Szliśmy i szliśmy. Wydawało mi się, że ten las nie ma końca. Nagle Kevin przerwał długą ciszę.
- Chyba powinniśmy odpocząć. Lepiej iść w dzień, a nie nocą. - powiedział. Trochę bałam się zasypiać w tym lesie, ale zgodziłam się. Może tym razem nikt nas nie porwie. Położyliśmy się przy wielkim drzewie. Nie chciałam być za blisko Kevina, ale za daleko też nie, więc zasnęłam obok niego. Śniło mi się coś dziwnego. Stałam w środku jakiegoś labiryntu i szukałam wyjścia. Nagle usłyszałam syczenie kilku węży tuż za mną. Zaczęłam uciekać nie odwracając się. Po jakimś czasie syczenie ucichło. Odetchnęłam z ulgą. Nagle wpadłam w coś. To był jakiś posąg z kamienia odwróciłam się i zobaczyłam, że jest roztrzaskany na kawałki. Próbowałam ułożyć to z powrotem. Widziałam oko, nos, usta, dłoń z kamienia. Po chwili zaczęłam układać tylko twarz. Gdy ułożyłam ją, zorientowałam się, że to twarz Kevina.
Obudziłam się cała spocona. O co chodziło z tym snem? Myślałam chwilkę nad nim, gdy nagle zorientowałam się, że jestem przytulona do Kevina. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
- Chyba miałaś jakiś koszmar, prawda? - zapytał.
- Tak. - odpowiedziałam. - Ale to nie ważne. Chodźmy dalej.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę góry. Było jasno, więc już się tak nie bałam tego lasu. Po jakiś 5 minutach wędrówki doszliśmy do wyjścia. Tam właśnie zobaczyłam TO. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To był labirynt z mojego snu.
- Labirynt. - powiedział Kevin. - Może jest jakaś inna droga. Zaczęliśmy szukać, ale to było na nic.
- Czyli musimy przejść przez ten labirynt. - powiedział chłopak. Chciał już tam wejść, ale zatrzymałam go.
- Nie!
- Czemu? - zapytał.
- Tam są węże.
- Skąd wiesz?
- Widziałam ten labirynt w moim śnie. Uciekałam przed nimi. To znaczy nie widziałam ich, ale słyszałam syczenie. - wytłumaczyłam mu.
- I co się potem stało?
- Wpadłam na jakiś kamienny posąg.
Po tych słowach Kevin zrobił przestraszoną minę.
- To co słyszałaś to nie były węże. - powiedział.
- A co? - spytałam.
- Coś o wiele gorszego od tego co spotkało nas wcześniej. - powiedział. Po czym wszedł do środka. Weszłam za nim. Szliśmy w ciszy. Kevin ciągle rozglądał się w każdą stronę. Po chwili zobaczyłam wysokie drzewo, które sięgało ponad kamienny mur labiryntu. To samo drzewo widziałam w moim śnie zanim zaczęłam uciekać.
- Poczekaj tu chwilkę, a jeśli usłyszysz syczenie lub jakieś kroki to uciekaj i nie odwracaj się. - powiedział Kevin po czym zaczął się wspinać na drzewo. Po chwili zszedł z niego.
- Jesteśmy dokładnie w środku labiryntu. Musimy iść w tamtą stronę. - powiedział wskazując na wprost. Szliśmy w tą stronę, gdy nagle zza zakrętu wyszła jakaś kobieta. Nie zdążyłam się jej dobrze przyjrzeć, bo Kevin krzyknął:
- Zamknij oczy!
Zrobiłam to co kazał, jak najszybciej zamknęłam oczy.
- No proszę! Nieproszeni goście. Z kim mam tym razem do czynienia? - powiedziała kobieta. Żadne z nas nie odpowiedziało jej.
- Nie bądźcie tacy, porozmawiajcie ze mną. - nalegała. Usłyszałam kroki i syczenie. Były coraz bliżej. Chyba podeszła do Kevina.
- Nawet nie spojrzysz na mnie? Co za ludzie żyją na tym świecie?
Nagle ucichła.
- Królestwo Księżyca, tak? A panienka też stamtąd? - zapytała podchodząc do mnie. Nie odpowiedziałam jej. Poczułam jak kobieta łapie mój wisior.
- Królestwo Słońca? To niemożliwe. Wy się przecież kłócicie, nieprawdaż?
Znowu cisza. Podeszła do mnie bliżej. poczułam jak węże łaskoczą mnie po policzkach. Domyślałam się od kiedy Kevin kazał mi zamknąć oczy. To była Gorgona. Stałam tam jak sparaliżowana. Bałam się, że przez przypadek otworzę oczy i zamienię się w kamień.
- Otwórz oczy, panienko, albo pożrą cię moje węże. - w tej samej chwili złapała mnie za nadgarstki tak mocno, że nie mogłam się wydostać z jej uścisku.
- Zostaw ją w spokoju! - krzyknął Kevin. Musiał otworzyć oczy, bo po chwili poczułam jak próbuje uwolnić mnie z uścisku Gorgony. Gdy mu się to udało, krzyknął:
- Veronica, uciekaj i nie odwracaj się!
Jak powiedział tak też zrobiłam. Zaczęłam biec przed siebie, nie zważając na to co mówiła kobieta. Zatrzymałam się dopiero, gdy usłyszałam krzyk Kevina. Przestraszyłam się. A jeśli zamieniła go w kamień?! Bez niego sobie nie poradzę! Nagle wpadłam na jakiś posąg, tak jak w moim śnie, ale tym razem nie zbił się. Powoli się odwróciłam. Stał tam posąg jakiegoś wysokiego mężczyzny, który trzymał kamienny miecz. Chyba był rycerzem. Po chwili zobaczyłam dużo innych posągów. Większość z nich to byli rycerze, ale między nimi zauważyłam też centaury, elfy, krasnoludki, zwierzęta i wiele innych stworzeń oraz ludzi. Nagle usłyszałam syczenie. Było coraz bliżej. Schowałam się za murem i podglądałam. Gorgona przyszła z nowym posągiem. To był... KEVIN! Nie, tylko nie to!
- Nowy posąg do kolekcji. - powiedziała kobieta, a potem zwróciła się do mnie. - Jeszcze cię znajdę, panienko! Nie uda ci się uciec z mojego labiryntu! I jeszcze coś, mam twojego chłopaka.
Trochę zdenerwowało mnie to, że nazwała go moim chłopakiem, ale jeszcze bardziej zdenerwowało mnie to, że zamieniła go w kamień. Zaczęłam myśleć co mam teraz zrobić i wtedy przypomniała mi się pewna historia, którą kiedyś przeczytałam. Tam pewien mężczyzna odciął Gorgonie głowę, a w innej historii zamienił ją w kamień za pomocą lusterka. W żadnej z tych historii nie było nic o tym jak sprawić, żeby osoba zamieniona w kamień była znów sobą, więc nie mogłam już pomóc Kevinowi, ale mogłam go pomścić. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Nie miałam lusterka, więc jedyne co mogłam zrobić to odciąć jej głowę, tylko czym. Mój nóż na pewno się tu na nic nie przyda, ale gdybym miała ten miecz, który Kevin ukradł swojemu ojcu to może... Nie, przecież ten miecz musi też być skamieniały. Chociaż może go upuścił. Gorgony już nie było, więc poszłam tam gdzie ją spotkaliśmy, ale miecza nie było. Cofnęłam się jeszcze trochę i znalazłam go! Wzięłam miecz do ręki, a potem po cichu wróciłam do miejsca, w którym stały posągi, ale zanim tam weszłam zobaczyłam, że Gorgona tam jest. Oczywiście stała tyłem, więc udało mi się zobaczyć jej włosy, a dokładniej dużo zielonych węży. Jeden z nich wyglądał jakby powiadomił Gorgonę, że tu jestem, bo zaraz po jego syknięciu kobieta się odwróciła. Szybko zamknęłam oczy.
- O! Tu jesteś panienko! Nie mogłam cię znaleźć. Chyba już wiesz, że mam twojego chłopaka? - powiedziała.
- To nie jest mój chłopak!
Kobieta zignorowała mnie.
- Nawet nie otworzysz oczu? Jak można rozmawiać z kimś z zamkniętymi oczami.
Gorgona zaczęła się zbliżać, a ja odwróciłam się, otworzyłam oczy i zaczęłam uciekać. Kobieta była cały czas za mną, wiem bo słyszałam syczenie jej ,,włosów".
- Uciekaj, ale i tak cię złapię i zostaniesz moją następną figurką do kolekcji tak jak twój chłopak!
Nie wytrzymałam. Zamknęłam oczy i odwróciłam się wymachując mieczem. Usłyszałam krzyk, a potem jakby coś upadło na ziemię. Potem zrobiło się cicho. Nie było słychać nawet syczenia. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ciało Gorgony leżące na ziemi, a obok niego jej głowę. Jej spojrzenie już nie zamieniało w kamień. Nie wierzyłam w to co zrobiłam. Jakim cudem udało mi się to zrobić z zamkniętymi oczami?! Musiałam mieć szczęście. Moje rozmyślania przerwał jakiś mężczyzna, który przebiegł koło mnie nawet nie zwracając na mnie uwagi. Po chwili zauważyłam, że to jeden z rycerzy, których widziałam tam gdzie było tyle skamieniałych osób i stworzeń. Skoro on jest człowiekiem to znaczy... ON ŻYJE! Jak najszybciej pobiegłam tam gdzie wcześniej były kamienne figury. Teraz zobaczyłam tam wszystkich, których widziałam wcześniej tylko żywych, ale nie zwróciłam na nich uwagi. Gdy tylko zauważyłam Kevina, rzuciłam mu się na szyję.
- Ty żyjesz! - krzyknęłam.
- Tak, ale lepiej już stąd chodźmy.
Oderwałam się od niego i zauważyłam, że jest trochę zaskoczony, ale zaraz złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził do jakiegoś innego miejsca. Zrozumiałam, że chodzi mu o to, że tam jest dużo niebezpiecznych stworzeń. Zaczęliśmy szukać wyjścia.
- Jak sprawiłaś, że nie jestem już z kamienia? - zapytał nagle.
- Odcięłam Gorgonie głowę. - odpowiedziałam tak jakby to nie było nic wielkiego. Kevin spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Nie zamieniła cię w kamień?
- Robiłam to z zamkniętymi oczami.
Kevin znowu spojrzał nam mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Po prostu miałam szczęście. - wytłumaczyłam mu.
- Albo wielki talent. - powiedział.
- Nie, nie możliwe.
- Niech ci będzie. A skąd wiedziałaś, że jak ją zabijesz, to wszyscy, których zamieniła w kamień będą sobą?
- ...tak na serio to nie wiedziałam.
- To po co ją zabijałaś?!
- ...rany ile jeszcze do tego wyjścia?!
- Nie odwracaj kota ogonem. Po co ją zabiłaś skoro mogłaś uciec?
- ... zobacz! Tam jest wyjście.
Po czym pobiegłam do wyjścia.
- Nareszcie! - krzyknęłam.
- Niech ci będzie, ale jeszcze kiedyś wrócę do tego tematu. - powiedział po czym objął mnie w pasie. Spojrzałam na niego, a on tylko się uśmiechnął, a potem po prostu szliśmy dalej. Szliśmy w stronę Płomiennej Góry.
A oto rozdział 8. Jeśli się podoba to skomentujcie :)