Od dwóch dni szliśmy i szliśmy. Odpoczywaliśmy tylko nocą. Nie widziałam Teodora od kiedy schowaliśmy się przed nim w jaskini. Nocowaliśmy tam, a następnego dnia ruszyliśmy w drogę.
- Dziwne... - powiedziałam.
- Co takiego? - zapytał Kevin.
- Jeszcze dwa dni temu uciekaliśmy przed moim wujkiem i jego armią, a teraz nagle nic...
- Co masz namyśli?
- Wydaje mi się, że niedługo może stać się coś złego, mieliśmy za dużo szczęścia przez te dwa dni.
- Lepiej ciesz się, że mamy szczęście, może będzie nam sprzyjało do końca wyprawy. Po tym co się nam zdarzyło na początku zasłużyliśmy sobie na to.
- Nie sądzę, żeby szczęście tak długo nam... - nagle urwałam i zatrzymałam się.
- Co je... - zaczął Kevin, ale nie skończył, bo zobaczył o co mi chodzi. Tuż przed nami, zaraz pod wzgórzem, na którym staliśmy znajdował się las. I to nie był taki zwykły las, ale ten okropny, o którym słyszymy tylko w bajkach. Długi ciemny las, cały we mgle, do którego nawet światło dzienne nie dochodzi. Nikt jeszcze nie wyszedł z tego lasu żywy... a przynajmniej tak opowiadał mi mój ojciec. Myślałam, że to tylko bajka, ale kiedy zobaczyłam reakcję Kevina od razu w nią uwierzyłam. Ten las nie miał nazwy, ale ludzie i tak się go bali, nikt nawet nie chciał być w jego pobliżu. A co najgorsze, nie było jak go ominąć. Las rozpościerał się na prawo i na lewo, z żadnej z tych stron nie było widać końca.
- Spójrz na to z dobrej strony,twój wuj i jego rycerze na pewno nas już nie złapią. - Kevin spróbował rozładować atmosferę, ale nie udało mu się.
- Po prostu już chodźmy, im szybciej tam wejdziemy tym szybciej wyjdziemy.
- I wcale się nie boisz?
- Trochę. Po prostu już chodźmy.
- I nie boisz się, że możemy stąd nigdy nie wyjść?
- Kevin, nie pomagasz. - po czym ruszyłam w stronę zamglonego lasu. Kevin podążył za mną, po chwili dogonił mnie i dalej szliśmy w ciszy aż nie dotarliśmy do miejsca gdzie zaczynał się las. Drzewa były naprawdę wysokie, a mgła była tak gęsta, że widziałam tylko kilka następnych drzew. Wymieniliśmy z Kevinem spojrzenia po czym wkroczyliśmy do lasu. Zauważyłam, że im głębiej byliśmy tym zimniej było. W lesie panowała cisza, było słychać tylko nasze kroki, a chodziliśmy dość cicho. Powoli stawialiśmy kolejny i kolejny krok. Spojrzałam w tył, ale przez gęstą mgłę już nie widziałam wejścia. Wokół było tylko kilka drzew i mgła, wszędzie mgła. Musiało minąć jakieś 10 minut, gdy usłyszeliśmy trzask gałęzi. Zatrzymaliśmy i się i zaczęliśmy wsłuchiwać, ale dźwięk się nie powtórzył. Zaczęliśmy iść dalej, ale wtedy usłyszeliśmy szelest i to blisko. Zatrzymaliśmy się, ale tym razem dźwięk nie ucichł, ale był coraz bliżej. Ktoś lub coś zbliżał/o się. Po chwili wsłuchiwania się to coś wyłoniło się zza drzew. To było nawet gorsze od kościotrupów, a przynajmniej dla mnie. Ogromny, czarny, włochaty pająk stał przed nami. Gapił się na nas tymi swoimi obrzydliwymi oczami. Dlaczego akurat pająk?! Czemu nie przerośnięta wiewiórka lub... nie wiem... żółw?! Od zawsze nie znosiłam robaków, jak tylko jakiś był w moim pobliżu stawałam na krzesło lub uciekałam, ale nie sądzę, żeby to tym razem pomogło. Ten pająk byłby ode mnie większy nawet gdybym stanęła na krześle. Nagle zza drzew wyłoniły się też inne robale oraz pająki. To chyba najgorszy dzień w moim życiu!
Nagle jeden z pająków wydał dziwny odgłos, jakby jęk i upadł na ziemię. Wtedy zobaczyłam dziewczynę. Jej brązowe loki powiewały w lekkim wietrze, a dłoniach trzymała łuk. Zaczęła walczyć z przerośniętymi robakami, raz używała łuku, a raz miecza. Bez trudu skakała z jednej gałęzi na drugą strzelając w tym samym czasie z łuku. Gdy wszystkie robale już leżały nieżywe (oprócz tych które zdąrzyły uciec) dziewczyna skoczyła na ziemię i wylądowała niczym kot tuż przed nami.
- Witajcie, nazywam się Melanie. - odezwała się brązowowłosa.
- Nazywam się książe Kevin. - powiedział chłopak kłaniając się.
- Skoro jesteś księciem to chyba ja tu powinnam się kłaniać. - powiedziała po czym zrobiła to samo co Kevin.
- O nie, naprawdę nie trzeba. - powiedział Kevin.
- Ależ...- nie dokończyła, ponieważ przerwałam jej chrząknięciem.
- Jestem Veronica. - powiedziałam.
- Miło mi cię poznać, Veronico. - odpowiedziała mi po czym znów odwróciła się do Kevina.
- A więc z jakiego krórelstwa pochodzisz, Książe? - zapytała.
- Mów mi Kevin. Pochodzę z Królestwa Księżyca.
- Czy to nie jest czasem jedno z królestw na Górze Dnia i Nocy?
- Tak, to jedno z nich.
Powoli zaczęli mnie denerwować. Halo! Ja też tu jestem!
- A drugie to... Królestwo Słońca! Czy to prawda, że twoje królestwo i Królestwo Słońca jesteście pokłóceni.
- Można tak powiedzieć.
- Dlaczego?
- To się zaczęło już tak dawno, że nikt już nie pamięta... a przynajmniej nikt kogo znam.
- Krążą plotki, że ci z Królestwa Słońca to straszni nudziarze, czy to prawda?
Kevin już chciał coś powiedzieć, ale ja byłam szybsza.
- Tylko, bo w odróżnieniu do Królestwa Księżyca nie ścinają byle komu głowy i pomagają innym królestwom?!
- Nie ścinamy głowy byle komu! - odezwał się Kevin.
- A no tak, wy przecież podpalacie inne królestwa!
- O czym ty mówisz?!
- O tym jak zabiliście moją matkę! - krzyknęłam. Nastąpiła cisza. Nie wytrzymałam, odwróciłam się i poszłam w głąb lasu. Nikt nie poszedł za mną, bo po co? Po chwili zaczęłam biec. Nie wiedziałam gdzie jestem. Po około 5 minutach biegania zwolniłam. Teraz szłam, coraz wolniej i wolniej aż wreszcie się zatrzymałam. Nie wiem ile czasu już minęło. Oparłam się o drzewo i zsunęłam na ziemię. Mój oddech był przyspieszony od biegania. Po policzku poleciała mi łza najpierw jedna, potem druga, trzecia, czwarta, a potem wypłynęło ich tak dużo, że już nie potrafiłam ich zliczyć. Zaczęłam szlochać. Po jakimś czasie byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam jak zasnęłam. Tym razem nie śniło mi się nic.
Nie wiedziałam która była godzina, nie wiedziałam gdzie jestem, nie wiedziałam gdzie jest Kevin, wiedziałam tylko, że to koniec. Za nic nie poradzę sobie sama w TYM lesie. Nie miałam nawet nic do jedzienia, moją torbę miał Kevin. Jak mogłam być tak głupia i uciec w takich okolicznościach! Tak naprawdę to to samo mogłabym powiedzieć o mojej ucieczce z zamku. W co ja się wpakowałam! Uciekłam z zamku, gdy królestwo mnie potrzebowało tylko po to, żeby znaleźć jakiś kamień, który nawet nie wiadomo czy istnieje! Na dodatek uciekłam z chłopakiem z Królestwa Księżyca! I to nie z byle chłopakiem a księciem, którego rodzice mnie (i ogólnie całego mojego królestwa) nienawidzą! Na dodatek nie pomyślałam, że mój wujek mógłby przejąć Królestwo Słońca! Jestem taka głupia! Dlaczego zawsze robię coś, a dopiero potem myślę o konsekwencjach?! A teraz siędzę tu, pod tym drzewem całkowicie sama czekając aż jakiś wielki robak lub cokolwiek co kryje się w tym lesie, mnie zabije.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc po prostu wzięłam pierwszą lepszą gałąź z ziemi i zaczęłam rysować wzorki na błocie. Wiem, głupie, ale co innego miałam robić?! Nie przeżyję w tym lesie sama, a nie sądzę, żeby to było możliwe, żebym znalazła... I wtedy mnie oświeciło. Błoto! Tu jest błoto! Spojrzałam przed siebię. Na błocie oprócz wzorków, które przed chwilą namalowałam były ślady, moje ślady! A może jednak jest jakaś nadzieja. Może Kevin nadal jest tam gdzie był. Może uda mi się go znaleźć. Może jednak przeżyję! Obudziała się we mnie nadzieja. Wstałam, wyrzuciłam gałąź i poszłam za moimi śladami.
Szłam. Bardzo długo. Byłam zmęczona, ale jeszcze się nie poddawałam, wciąż miałam nadzieję. Nagle wyszłam na polanę. Nie było tu już błota, czyli to koniec teraz muszę spróbować sobie przypomnieć którędy szłam. Ale nigdy w życiu nie widziałam tej polany. Była przepiękna. To pewnie jedno z niewielu miejsc w tym lesie, do których dochodzi świało dzienne. Jestem pewna, że zapamiętałabym tą polanę. Tu nie było żadnych drzew, a ja jestem na sto procent pewna, że całą drogę biegłam przez las i ani na chwilę nie weszłam na żadną polanę. To dziwne przecież moje ślady kończą się dokładnie przy wejściu na nią. Coś tu jest nie tak.
Nagle poczułam ukłucie, a potem zachciało mi się spać. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Ostatnie co pamiętam to kroki wielu osób (a przynajmniej wydaje mi się, że to byli ludzie), a potem zamknęłam oczy i zapadłam w głęboki sen.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale po prostu nie wiedziałam jak dokończyć ten rozdział. Mam nadzieję, że następny dodam w miarę szybko. :)
Proszę o komentarze, to bardzo motywuje do dalszego pisania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz