- Tak wcześnie? - zapytała Alice, gdy weszłam. - Myślałam, że jeszcze śpisz, Księżniczko.
- Dziś się po prostu wcześniej obudziłam i nie mogłam już zasnąć. - wytłumaczyłam siadając na moje miejsce. - Co z tatą?
- Jest trochę lepiej, ale nadal nie za dobrze. Właśnie miałam mu zanieść śniadanie. - powiedziała gosposia, po czym wyszła. Zjadłam do końca i poszłam odwiedzić ojca. Po odwiedzinach poszłam do biblioteki. Przeczytałam kilka krótkich książek, gdy nagle zorientowałam się, że już pora obiadu. Weszłam do jadalni, zjadłam obiad, chwilę pogawędziłam z ciocią Alice i wyszłam na dwór. Skierowałam się w stronę ogrodu. Gdy doszłam, przechadzałam się po nim podziwiając różne rodzaje kwiatów. Przypomniało mi się jak w moje 11 urodziny mój tata mnie tu przyprowadził. Byłam taka szczęśliwa, ten ogród był tak piękny i nadal jest. Nic się nie zmieniło. Przypominały mi się wszystkie chwile, które spędzałam tu z moim ojcem. Wtedy właśnie poczułam, że nie potrafię opuścić tego miejsca, ale chciałam też pomóc ojcu. A jeśli to tylko bzdura? Jeśli on się domyślił, że będę chciała znaleźć ten klejnot i zastawił pułapkę? To naprawdę ryzykowna wyprawa, więc nie wiem czy mam to robić. Z tą myślą wróciłam do zamku i skierowałam się w stronę pokoju mojego ojca. Drzwi były otwarte, a taty nie było. Jak najszybciej pobiegłam do jadalni. Tam też go nie było. Podeszłam do Alice.
- Gdzie jest tata? - zapytałam zmartwiona.
- W szpitalu. - powiedziała smutnie. - Gdy spytałam go czy mam mu przynieść obiad, on powiedział, że nie muszę, i że zje w jadalni, po czym wyszedł z pokoju. Przy schodach zapytałam czy mam mu pomóc, ale on nie chciał mojej pomocy, więc odpuściłam. Na środku schodów przewrócił się i walnął głową o ścianę. Razem z moimi koleżankami zaniosłyśmy go do szpitala. Teraz jest w śpiączce.
Nie odpowiedziałam nic, po prostu pobiegłam. Gdy wyszłam z zamku, weszłam jeszcze do ogrodu i zerwałam jego ulubione kwiaty, tulipany. Potem pobiegłam jak najszybciej do szpitala. Weszłam do niego i znalazłam mojego ojca. Włożyłam mu kwiaty do wazonu, który leżał na szafce obok jego łóżka i zaczęłam płakać. Wtedy właśnie postanowiłam, że zrobię to, znajdę Ognisty Klejnot i wyleczę mojego ojca. Po kilku minutach ucałowałam tatę w policzek i wyszłam ze szpitala. Poszłam do mojego pokoju i leżałam przypominając sobie chwile, które spędziłam z rodzicami. Po kolacji weszłam do łóżka, ale nie spałam. Po jakimś czasie do mojego pokoju weszła Alice. Udawałam, że śpię i jak widać nabrała się, bo po chwili wyszła zamykając za sobą drzwi. Gdy księżyc był wysoko na niebie, czyli o północy po cichu wyszłam z mojego łóżka, wyjęłam spod niego moją torbę i po cichu wymknęłam się z pokoju. Kilka razy strażnicy prawie mnie zobaczyli, ale na szczęście jestem szybka i bardzo dobrze się chowam. Wyszłam z zamku i skierowałam się w stronę bramy. Wiedziałam, że strażnicy nie otworzą mi jej o tak późnej porze, więc spróbowałam wspiąć się po bramie. Po kilku nie udanych próbach udało mi się, lecz schodząc podarłam trochę moją sukienkę.
- Świetnie. - szepnęłam do siebie. Weszłam do lasu, nie powiem, trochę się bałam, ale muszę to zrobić dla mojego taty. Weszłam na łąkę i zaczęłam schodzić po górze. Nie wychodziło mi to za dobrze. Nagle skała, której się trzymałam oderwała się i spadłabym w dół, ale ktoś mnie złapał i wciągnął z powrotem na górę. To był znowu on. Jak on się nazywał? A, wiem, Kevin.
- Lubię wspinaczkę, ale o północy? Na to nigdy bym nie wpadł. - powiedział.
- Nie jestem tu, żeby się wspinać. Próbuję zejść na dół.
- Żywa? Bo to wyglądało inaczej. - powiedział z tym jego uśmieszkiem. Ten koleś naprawdę mnie denerwuje.
- Muszę już iść. - po czym odwróciłam się do niego plecami.
- A dokąd? Chyba nie chcesz iść na Płomienną Górę?
- Właśnie tam idę. Chcę znaleźć Ognisty Klejnot i uzdrowić mojego tatę.
- Uwierzyłaś w tą historię? Znaczy nie mówię, że to nie może być prawda, ale jak się okaże, że to zwykła bajka i poszłaś tam na marne?
- Warto spróbować.
- Po drodze może cię spotkać dużo niebezpieczeństw. - wydawało mi się jakby on próbował mnie zatrzymać.
- Jakoś dam radę. - po czym chciałam już schodzić na dół, ale wtedy on to powiedział.
- Ale klejnotu pilnuje smok.
- Smok?
- Tak. Ogromny smok, który zieje ogniem i zjada każdego kto go obudzi lub zabierze mu klejnot.
- A czemu zależy mu tak na tym klejnocie?
- Bo to jedyna rzecz, która może go zabić. - powiedział. - On jest o wiele gorszy niż inne smoki, słyszałem nawet, że to najstraszniejszy i najniebezpieczniejszy smok na świecie.
- Czemu wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
- Bo nie sądziłem, że mi uwierzysz, a tym bardziej, że będziesz próbowała znaleźć ten klejnot.
- Ale powiedziałeś, że zabija każdego kto go OBUDZI, a ja nie zamierzam go budzić, więc pa. - znów chciałam schodzić na dół, ale...
- To w takim razie idę z tobą. To bardzo niebezpieczna wyprawa, nie możesz iść sama.
- Nie ma mowy.
- I tak pójdę z tobą i za nic nie wrócę, no chyba, że ty też wrócisz. - powiedział i zaczął schodzić na dół. - Lub jeśli mnie stąd zrzucisz. - dodał. Z jakiegoś powodu musiałam się uśmiechnąć, a potem także zaczęłam schodzić na dół. Zapowiadała się bardzo długa podróż.
Podoba się? :) Mam nadzieję, że tak. Jutro mam długo szkołę, więc nie wiem czy zdążę dodać, ale spróbuję jak najszybciej. :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz